004. Ludzie czytać NIE będą.

Tajemnicą nie jest, że macie do czynienia z typowym umysłem humanistycznym - studentka filologii polskiej i sztuki pisania, autorka blogów różnego rodzaju, jakaś tam początkująca pisarka... Generalnie moje życie obraca się wokół literek, tak jak księgowego wokół cyferek. W takim układzie żyje mi się dosyć dobrze, bo zamiast spędzać czas na imprezach zakrapianych alkoholem, ja siedzę w pokoju z książką w ręce i kawą na stoliku. Nie powiem, że jest to zdrowsze (hektolitry kawy działają na ciśnienie, małe literki na oczy), ale dla mnie dużo bardziej przyjemne. Co kraj to obyczaj, co człowiek to inna przyjemność. Nie mniej jednak sprawa wygląda tak, że ludzie czytać nie chcą i nie lubią. Właściwie to nie wiem dlaczego, ale wiem, że czytać nie będą - chociażby ich ktoś wołami do tego zaciągał.

Literatura to zabawa nie dla każdego. Dlaczego? Bo czytanie musi brać się z pasji i zamiłowania do literek. Zmuszanie kogokolwiek do tego zajęcia mija się z celem. Czytaj, bo warto. Jasne, że warto, ale skoro ktoś tego nie lubi to po co? To tak, jakby mnie ktoś kazał liczyć, bo w końcu matematyka jest królową nauk, a to, że raczej za sobą nie przepadamy to już zupełnie inna sprawa, prawda? Tylko czytanie zawsze jest przy nas - krótkie ulotki reklamowe, teksty teoretyczne, teksty naukowe, opowiadania, artykuły w gazecie... Literki są wszędzie, są nieodzownym elementem naszego życia. Niestety, ale cyferki są ich siostrami bliźniaczkami. One również są zawsze. Fuj. Z matematyką jakoś tam się tolerujemy. Uczyłam się dzielnie do każdego sprawdzianu i każdej kartkówki, uwielbiam trygonometrię (tak, też nie wiem co ze mną nie tak), umiem obliczyć cudowną deltę... No i zdałam maturę za pierwszym razem, więc nie jest z naszą relacją najgorzej, ale żeby to była miłość to się z tym nie zgodzę, no bo nie. Rozumiecie, prawda?

Myślę jednak, że studiowanie kierunków h u m a n i s t y c z n y c h jest z automatu przypisane do literek, w końcu na tym polega humanizm. Jeśli decyduję się na jakąś filologię, na coś związanego z pisaniem albo tworzeniem, no to logicznym jest, że prędzej czy później będę musiała zabrać się za czytanie i nie zawsze będzie to coś, co sprawi mi przyjemność (na przykład Umberto Eco i jego Interpretacja i nadinterpretacja, która mnie prześladuje od pierwszego semestru), no ale jakoś będzie trzeba to przeżyć, a jeśli nie mam na to siły, chęci czy ochoty, no to tam jest dziekanat, tam są moje papiery i tam są drzwi. Do studiowania w końcu nikt nikogo zmuszać nie będzie, chyba że bardzo uparci rodzice. Chociaż zwykle rodzice nie zmuszają swoich dzieci, by szły na humana. Po studiach humanistycznych w końcu nic nie ma, jeśli nie licząc McDonalds i KFC. Tak słyszałam od znajomych, nie wiem, dowiem się po studiach.

Kazimierz Kutz Piąta strona świata. Zdjęcie moje, nie kraść, bo będzie po łapkach!

Jeśli kochasz czytać - nie idź na filologię, bo ona zmieni Twoje myślenie i zniszczy spojrzenie na książkę. Będziesz patrzeć na wszystko poprzez pryzmat Blooma, Junga, Proppa czy nawet tego nieszczęsnego Eco, o którym wspomniałam wyżej. Jeśli jednak nie lubisz czytać - również nie idź na żaden kierunek filologiczny, bo będziesz się męczyć, ale nie tylko Ty - cała grupa, z którą będziesz mieć zajęcia. A kolokwia? To dopiero będzie katorga.

Ludzie nie będą czytać. Nie da się zmusić kogoś do czegoś, czego naprawdę nie lubi.

003. Wiosna przyszła, kłótnie wyszły.

Zwykle kiedy ktoś się kłóci w swoim domu to tylko sąsiedzi słyszą to widowisko. Przychodzi jednak ładna pogoda i wysoka temperatura, a co za tym idzie - otwiera się drzwi balkonowe i okna, a wszystko co dzieje się w domu głośniej niż zwykle - trafia do ludzi poza domem. I nagle już nie tylko my i nasi sąsiedzi mamy do czynienia z kłótnią. Obcy ludzie pod blokiem również stają się coraz częściej świadkami takich awantur. Jak ja ostatnio. Spaceruję sobie spokojnie z psem. Wiadomo, wiosna to i trawa świeża, przyroda budzi się do życia, zwierzak wywąchuje każde źdźbło trawy, więc czas spaceru wydłuża się z piętnastu minut do godziny. Na tej samej trasie. W ciągu tej godziny usłyszałam jakieś dwie, może trzy kłótnie. Dlaczego? Bo okna są otwarte!

Znacie ten moment, kiedy w środku lata jesteście poza domem, a komuś w bloku się kichnie i słyszy to pół osiedla? Ja znam, bo w bloku mieszkam od urodzenia, a na osiedlu mam takiego faceta, który kicha jak szalony. Będąc dzieckiem zawsze wołaliśmy ze znajomymi "na zdrowie!", bo to wydawało nam się oczywiste i przede wszystkim zabawne. Dzisiaj już tego nie robimy - jesteśmy dorośli, większość się wyprowadziła, a poza tym już się nie spotykamy na placu zabaw. Chociażby dlatego, że ten plac został zrównany z ziemią, a na jego miejscu wybudowali boisko. 

Chodzi jednak o to, że przy otwartych oknach powinno się jednak mówić nieco ciszej niż zwykle, bo każdy głośniejszy ton wychodzi poza cztery ściany naszego mieszkania, docierając do nieproszonych gości. Nawet jeśli czasem zdarzy nam się pokłócić z rodziną - nie ważne o co, może to być najzwyklejsza błahostka, o którą nie warto się sprzeczać - to nikt z nas nie chce, by inni ludzie o tym wiedzieli, bo jeszcze znajdzie się jakiś wścibski miły sąsiad, który wezwie policję do sprzeczki o rozsypaną sól i przeterminowane kabanosy w lodówce. Zdecydowanie lepiej ugryźć się w język, żeby nie narobić sobie ewentualnych kłopotów z powodu głupich nieporozumień. 

zdjęcie moje, łapki urwę, jak ktoś ukradnie

Wiosna przyszła, więc kłótnie wyszły na plac. Właściwie to wszystko, co do tej pory było szczelnie zamknięte w czterech ścianach zostało wypuszczone na świeże powietrze. MY wypuszczamy to na dwór, z każdym kolejnym otwartym oknem czy drzwiami balkonowymi. Także pamiętajcie - jeśli chcecie, by coś nie wychodziło na jaw - pilnujcie tego, co robicie. Nawet w domu. Czujni sąsiedzi nigdy nie śpią, ale zawsze są na posterunku, gotowi do pomocy.

002. Debata o śląskości.

Studia są o tyle fajne, że nie są jednostajne, a czasem zdarza się, że zamiast zajęć czy wykładów są konferencje i inne ciekawe wyjścia. Dzisiaj też tak było - trafiliśmy na jedną z debat na temat Śląska i kultury popularnej, a raczej tego, czy Kultura popularna deprecjonuje Śląsk. Debatowali uczniowie szkół licealnych, a poziom ich wypowiedzi, względem wieku uczestników, był zadziwiająco wysoki, chociaż, jak dla mnie, grupa opozycji już na starcie strzeliła sobie w kolano, a potem tylko podkładała się grupie propozycji. Wynik debaty był oczywisty - propozycja wygrała. 

Jakoś tak podczas tej jednej debaty zaczęłam się zastanawiać, po której stronie bym stanęła. Ostatecznie chyba gdzieś po środku, a już na pewno użyłabym lepszych argumentów niż drużyna opozycji - ich próba podlizywania się pani, która zasiadała w jury, była żałosna, chociaż twierdzenie, że znana vlogerka (nie blogerka, jak twierdziły dziewczyny) littlemooonster96 promuje Śląsk. Wszystko spoko, ale do niedawna nie miałam pojęcia, że mieszkamy w jednym mieście - w Katowicach. To raczej nie świadczy o promocji naszego regionu, nie? 

Argument ZA tym, że Kultura popularna deprecjonuje Śląsk:
- Stereotypy - Dużo gadżetów reklamowych ma związek z węglem i kopalniami, a Śląsk to już nie tylko przemysł, ale coraz większa ilość zieleni. I chociaż węgiel to nieoszlifowany diament, to jednak wciąż wszystkim kojarzy się z tym brudnym Śląskiem.

Argument PRZECIW stwierdzeniu, że Kultura popularna deprecjonuje Śląsk:
- Instagram - profile typu lovesilesia, ilikesilesia, igers_silesia i inne tego typu, pokazują, że Śląsk potrafi być pięknym miejscem. Ja na swoim Instagramie próbuję pokazać, że Śląsk to nie tylko kopalnie i smog, ale przede wszystkim widoki. Hasztagi: #pocztowkazeSlaska czy #Ślaskjestpiekny to integralna część mojego insta. 

Generalnie sądzę, że nie bardzo nadaję się do poparcia jednej ze stron, bo w sumie Śląsk się rozwija, pojawia się coraz więcej gadżetów z nim związanych, co oznacza promocję regionu, ale (no właśnie, pojawia się wielkie ALE) wszystko to sprowadza nas do stereotypów - do węgla i kopalni, do tłustego jedzenia i krzywdzącej wizji nas, Ślązaków. A co się stanie, gdy zadam komukolwiek spoza regionu pytanie: z czym kojarzy Ci się Śląsk? No cóż, dostanę długą listę stereotypów, zaczynających się od zanieczyszczone powietrze, idących przez brud i smród, a kończących na przemyśle, hutach i kopalniach. Nic nowego, prawda?

Stadion Śląski, WPKiW, zdjęcie moje, łapki urwę, jak ktoś ukradnie

Tylko trochę tak smutno, że chociaż kocham mój region to czasem brakuje mi sił, by bronić go przed innymi. Bo ludzie nie widzą pięknego Śląska - widzą tylko ten stary, pełen dymu i smogu, z zanieczyszczonym powietrzem, słynnym z (już zamkniętych) hut i kopalń. I kojarzący się, niestety, z jakąś vlogerką, która z Katowicami ma tyle wspólnego, że tutaj mieszka. Czasem mi wstyd, że nikt nie potrafi wypromować Śląska na tyle, by zaniknęły stereotypy...

001. Cześć, chcę Was zjeść!

Dzień dobry!

Gdy X czasu temu zakładałam Humanistkę na obcasach (wtedy jeszcze pod nazwą Cantus cycneus) miałam na nią zupełnie inne plany. Później wszystko się pozmieniało, aż w końcu dobrnęłam do miejsca, w którym znajduję się obecnie. Ale z czasem okazało się, że są rzeczy, o których fajnie byłoby napisać na blogu, ale kompletnie nie pasuje do jego kategorii. Zwykle chodzi o długość postów, bo założyłam sobie, że posty na Humanistce muszą przekraczać pewną długość. No i o zdjęcia, gdzie wrzucam jedno, może dwa do postu i nic poza tym, a czasami chciałabym wrzucić tylko i wyłącznie fotografie, z małą ilością tekstu. Pochwalić się wiosennym spacerem, sesją zdjęciową ze znajomymi, widokiem z wakacji. Potem powstała myśl, że może jakaś nowa strona, drobny odłam Humanistki? Walczyłam z nią przynajmniej miesiąc. Walczyłam sama ze sobą, aż do rozmowy z Literackim Kotem, po której klamka zapadła. Odnalazłam adres bloga w odmętach mojej długiej listy... No i jest!

Potrzebuję miejsca, w którym mogę napisać wszystko - wrzucić zdjęcia, opisać co się u mnie dzieje, jak się sprawy mają. Takie moje miejsce w sieci, bardziej prywatne i osobiste. Takie bez zastanawiania się czy wypada to dodać i czy pasuje to do bloga. Takie moje. Nie chcę jednak wyznaczać sobie dni, kiedy mam coś tutaj dodać. O ile Humanistka jest w miarę regularna, o tyle Papier ma być odskocznią, nietypową formą pamiętnika - nietypową, bo publiczną. I na pewno nie będzie wyznań w stylu: zakochałam się w... czy na obiad dzisiaj miałam..., bo nie o to chodzi w całym blogowaniu. 

Kolorowy papier ma być tym, czym miała być Humanistka. Niby pamiętnikiem, niby zwykłym blogiem. Połączeniem treści pisemnej i zdjęć. Taki blog i Instagram w jednym, bo w końcu zdjęcia to jedna z moich pasji. Mam tylko nadzieję, że znowu nie będzie z mojej strony słomianego zapału. Skoro Humanistka funkcjonuje już prawie trzy lata, no to dlaczego Kolorowy papier miałby nie dać rady? Dam radę, bo jak nie ja to kto?

zdjęcie moje, łapki urwę, jak ktoś ukradnie

Obiecuję dużo zdjęć i krótkich postów. Całą resztę powinniście znaleźć na blogu-matce. Dzisiaj była piękna pogoda, więc powstała ponad setka nowych zdjęć. Tylko je uporządkuję, ogarnę i wrzucę Wam w ciągu najbliższych kilku dni.

Miłego weekendu!
© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon